
Za oknem zimno, szaro i ponuro, a ja wracam myślami do Tajlandii i do tego jak jeszcze kilka dni temu chodziłam z plecakiem i w krótkich spodenkach po Bangkoku. Piłam wodę kokosową, zajadałam się soczystym mango, zwiedzałam imponujące buddyjskie świątynie. Przemykałam tuk tukiem między skuterami, taksówkami, samochodami w przeogromnym hałasie silników i klaksonów, spałam w Chinatown. Tak, Bangkok ma różne oblicza i wiele potrafi zafundować moc atrakcji. To miasto nie daje o sobie zapomnieć.
Spis treści
O BANGKOKU
Bangkok można pokochać albo znienawidzić. U mnie stany emocjonalne związane z tym miejscem są bardzo zmienne. Chyba mogę tu być tylko na chwilę, bo na dłużej takiego introwertyka jak ja Bangkok po prostu męczy. Jednak na pewno warto odkryć atrakcje miasta, zejść z utartego przez turystów szlaku, co na pewno zrobię będąc w Bangkoku następnym razem. Warto odwiedzić miejsca z tak zwanej serii „must see”, co my będąc po raz pierwszy w stolicy Tajlandii uczyniliśmy. Skupiliśmy się na buddyjskich świątyniach.
Tradycyjnie, tak jak większość osób podróżujących do Tajlandii przylecieliśmy samolotem do Bangkoku, który przywitał nas chmurzyskami i lekkim tropikalnym deszczem. Ale to nic, gdyż po załatwieniu formalności na lotnisku i wyjściu na „świeże” powietrze deszczu już nie było. Złapaliśmy pierwszego w naszym życiu tuk tuka i ruszyliśmy do hotelu Rambuttri Village Plaza.
Hotel znajduje się na słynnej ulicy Rambuttri otoczonej restauracjami, stoiskami ze świeżymi owocami, sokami, przekąskami, będącej w pobliżu gwarnej Khao San Road – będącej nie lada atrakcją Bangkoku.
Pierwsze wrażenia z przejażdżki tuk tukiem to przede wszystkim hałas, pęd, wałęsające się psy po chodnikach i ulicach, zgiełk, slumsy, gdyż przez takie właśnie miejsca wiózł nas kierowca naszego tuk tuka.
Emocje sięgały zenitu, pierwszy raz zetknęliśmy się z Azją, z Bangkokiem, który od pierwszego momentu zadziwiał, ale jeszcze nie męczył. Dojechaliśmy. Odbiór kluczy do pokoju, szybki prysznic po długiej podróży, krótka drzemka i ruszyliśmy podbijać stolicę Tajlandii. Mimo zmęczenia, zmiany czasu – adrenalina zrobiła swoje, więc z tak zwanym nagłym zespołem zmiany strefy czasowej poradziliśmy sobie bez większego problemu.
Wieczór spędziliśmy w restauracji Thai Garden przy naszym hotelu. Ciekawi tajskich smaków zamówiliśmy tradycyjnego pad thaia z krewetkami (smażony makaron ryżowy), sataya (kurczak na patyku) oraz spring rollsy, czyli sajgonki z warzywami, a do tego tradycyjne tajskie piwo Chang. Tak minął nam pierwszy dzień w Bangkoku. Zmęczeni podróżą i wieczornymi emocjami zasnęliśmy bardzo szybko.
Drugiego dnia zaplanowaliśmy zwiedzanie buddyjskich świątyń w stolicy Tajlandii. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu, gdyż późnym popołudniem zaplanowaliśmy już wyjazd z Bangkoku do Amphawy – na weekendowy tajski wodny targ. Inny popularny tajski wodny targ to Damnoen Saduak.
Zaplanowaliśmy zwiedzanie WAT PHRA KAEW – Świątynia Szmaragdowego Buddy, będącej częścią Grand Palace, czyli Wielkiego Pałacu i WAT PO – Świątynia Leżącego Buddy.
ŚWIĄTYNIA WAT PHRA KAEW – ŚWIĄTYNIA SZMARAGDOWEGO BUDDY
Zwiedzanie świątyni Wat Phra Kaew:
godziny otwarcia: 8.30-15.30
koszt wstępu: wstęp 500 THB
Cały kompleks świątynny zachwycił nas od samego początku przekroczenia jego progu. Takich budowli, o takiej architekturze nie widziałam jeszcze nigdy.
Wat Phra Kaew to największa atrakcja turystyczna stolicy, nie można jej pominąć. Jeśli największa to również trzeba też liczyć się z tym, że odwiedzając to miejsce spotkamy się z tłumem innych turystów, ale i też tajskich pielgrzymów – buddystów, patriotów. Tak było i w naszym przypadku. Mimo ogromu ludzi udało nam się poczuć klimat tego miejsca i odkryć jego piękno.
W Wat Phra Kaew zobaczymy w swojej przepięknie udekorowanej sali świątynnej, której budowa zakończyła się w 1902 roku niewielkiego, bo tylko 66 centymetrowego Szmaragdowego Buddę. Cały zbudowany z nefrytu i pomimo swoich niewielkich rozmiarów jest czule czczony przez tajską społeczność. Trzy razy do roku ubierany w różnokolorowe szaty, a na tę strojną uroczystość przyjeżdża sam król Tajlandii i tylko on może Buddzie założyć odzienie. Zdjęcia Szmaragdowego Buddy niestety nie posiadam, gdyż wewnątrz świątyni obowiązuje zakaz fotografowania.
Świątynia ta jest niesamowitą atrakcją i warto ją zwiedzić i poznać.
Mnie natomiast zachwyciło co innego:
- strażnicy strzegący przecudownych świątyń tzw. Yaksha, będący gigantami hinduskich mitologii
- Złota Stupa Czedi (Phra Si Rattana) – jedna z największych budowli kompleksu, zbudowana z gipsu, chociaż patrząc na nią ma się wrażenie, że ocieka złotem
- złocone figury pół kobiet, pół zwierząt, pół łabędzi
- świątynne malowidła
- mityczne postacie
- kunsztowne i precyzyjne zdobienie zwane chofa, które kształtem przypominają pół-człowieka, pół-ptaka
- bogactwo kształtów i feria barw
Wychodząc z terenu Wat Phra Kaew podążyliśmy w kierunku Wielkiego Pałacu Królewskiego. Podziwialiśmy go jednak tylko z daleka widząc majestatyczne budowle w otoczeniu pięknych ogrodów.
Strażnik strzegący wejścia do Pałacu przekazał nam informację, że już od dwóch lat zwiedzać tej części nie można. Być może, ale ile w tym prawdy? Tego nie wiem. To, co udało mi się zaobserwować na terenie Pałacu to tłumy żałobników oddający cześć zmarłemu królowi.
ŚWIĄTYNIA WAT PO – ŚWIĄTYNIA LEŻĄCEGO BUDDY
Zwiedzanie świątyni Wat Po:
godziny otwarcia: 8.00-18.30
koszt wstępu: wstęp 100 THB
Po zwiedzaniu Wat Phra Kaew poszliśmy obejrzeć pobliską Świątynię Leżącego Buddy Wat Po. To, co przykuwa uwagę w tej buddyjskiej świątyni to oczywiście ogromny Leżący Budda – atrakcja sama w sobie, który został zbudowany w 1832 roku przez króla Ramę III. Jego wymiary są zadziwiające: 46m długości i 15m wysokości, a zdobienia utworzone z gipsu i złota. Budda odpoczywa w pozycji „śpiącego lwa”, a odpoczynek ten symbolizuje przejście jego w stan Nirwany. Robi to niesamowite wrażenie.
Warto przyjrzeć się dokładnie jego stopom, które ukazują aż 108 symboli Buddy. Zostały one wyrzeźbione w masie perłowej.
Pozostałe elementy wyglądu Buddy są również bardzo ciekawe. Mi bardzo spodobał się kok na głowie, spiczaste włosy i długie małżowiny uszne. Kiedy obeszliśmy Leżącego Buddę dookoła naszą uwagę zwrócił rząd mis ułożonych w szeregu, do których ludzie wrzucali monety.
Doczytałam w przewodniku, że mis jest aż 108 i jeśli do każdej wrzucimy monetę zapewnimy sobie dobry los. My niestety czasu na wrzucanie monet nie mieliśmy, ale mimo tego wierzę, że dobry los nas nie opuści i cały czas jest z nami.
Przeczytajcie: Chinatown w Bangkoku – co warto zobaczyć, zjeść i przeżyć w chińskiej dzielnicy?
Wat Po to miejsce, w którym znajdziecie największą ilość wizerunków Buddy, są po prostu wszędzie. Ja w pewnym momencie nie wiedziałam czy oglądam znowu te same posągi czy może już inne.
Zaglądając do licznych krużganków na ternie świątyni co chwila spotykamy wizerunek Buddy.
Bardzo podobały mi się ogromne 4 stupy królów ozdobione kolorową ceramiką (po tajsku „chedi”) na terenie Wat Po. Stupa to najprostszy typ budowli buddyjskiej, w której bardzo często umieszcza się szczątki królów. I tak w stupach Wat Po kryją się relikwie króla Ramy II, III i IV.
W jednej ze stup odnajdujemy również święty wizerunek medytującego Buddy – Phra Buddha Deva Patimakorn uratowany przed zniszczeniem z dawnej stolicy Tajlandii Ayutthai. To właśnie w jego cokole znajdują się prochy króla Ramy I.
Co jeszcze ciekawi w Wat Po? Moi drodzy czytelnicy – nie tylko Leżący Budda i inne jego podobizny, a tajska szkoła masażu, w której prowadzone są kursy. Można nawet zdobyć odpowiednie uprawnienia do przeprowadzania masażu, no i oczywiście mamy możliwość skorzystania z tego typu relaksu, gdyż masaż w tym miejscu uważany jest za jeden z najbardziej renomowanych w całym kraju. Tajski masaż – następnym razem zafunduję sobie taką atrakcję.
Świątynia Wat Po bardzo mnie urzekła swoim kameralnym klimatem, krużgankami, klimatycznymi zaułkami, w których co chwila spotykałam medytującego buddę, przechadzającego się mnicha, miauczącego kota, a to wszystko w otoczeniu misternie wykonanych budowli.
ŚWIĄTYNIA WAT ARUN – ŚWIĄTYNIA JUTRZENKI, ŚWIĄTYNIA ŚWITU
Zwiedzanie świątyni Wat Arun:
godziny otwarcia: 8.30-17.30
koszt wstępu: wstęp 200 THB
To symbol Bangkoku.
Ostatniego dnia pobytu w Tajlandii – w Bangkoku zwiedziliśmy Świątynię Świtu/Świątynię Jutrzenki, czyli Wat Arun nad rzeką Menam.
Wiodą do niej bardzo strome schody, ale jeśli wejdziemy na samą górę widoki są podobno zadziwiające. Nam nie było dane odbyć takiej wspinaczki, gdyż cała Świątynia była obłożona rusztowaniami i widniała tabliczka informująca o zakazie wchodzenia na szczyt.
Wat Arun najpiękniej wygląda o zachodzie lub wschodzie słońca. Pięknie prezentuje się, jeśli obserwujemy ją płynąc Menamem.To tak naprawdę jeden ponad stu metrowy prang, ostro wzbijający się ku niebu. Wygląd świątyni symbolizuje górę Meru (centrum wszechświata). Jej architektura jest typowa dla tej z czasów khmerskich. Mnie najbardziej urzekły dźwięki małych dzwoneczków, które przyczepione do czterech niższych wież lekko poruszały się na wietrze i pięknie dzwoniły.
Wat Arun ujęła mnie swoją mistycznością, spokojem i wszechobecną nostalgią.
Buddyjskie świątynie w Bangkoku zadziwiają i zachwycają swoim wyglądem i historią. Odwiedzając je lepiej poznajemy Tajlandię i zwyczaje tego azjatyckiego kraju. Bangkok to zdecydowanie miasto świątyń – tych najpopularniejszych, ale i też mniejszych, o których nie piszą żadne przewodniki. Buddyjskie świątynie Bangkoku są piękne, są wizytówką i atrakcją tego miasta.
A Wam, który buddyjska świątynia w Bangkoku podobała się najbardziej? Odwiedzaliście świątynie w Bangkoku?
Więcej o Tajlandii znajdziecie tutaj:
Tajlandia
Zapraszamy Was również na Instagram oraz fanpage na Facebooku
Do zobaczenia gdzieś w drodze!
Pani Martyno,
Niesamowicie mi miło, iż trafiłam na Pani stronę! 🙂
Marzę o podróży do Tajlandii (i nie tylko) i w te jesienne, szare wieczory szperam w internecie i przewodnikach szykując się do podróży. Gdzie lecieć? Jaką trasę obrać? Na czym nam zależy?
Po obejrzeniu kilku codziennych vlogów z Tajlandii zaczął przytłaczać mnie obraz powierzchowny, szybki, brudny, głośny i tandetny.. zaczęło się rodzić malutkie pytanie.. „czy to naprawdę to?”. Przypomniała mi jednak Pani, że prawdopodobnie w każdym miejscu na świecie możemy znaleźć różne jego oblicza. Nawet w zatłoczonych świątyniach Bangkoku nutę nostalgii. Z Pani zdjęć bije piękno i spokój. Takiej twarzy podróży do Tajlandii szukam i marzę. Dziękuje. Zabieram się do czytania kolejnych postów. Zapewne pozwolę sobie zadać kilka pytań.
Pozdrawiam słonecznie!
Bardzo się cieszę, że posty i zdjęcia się podobają. Po to je tworzę, aby móc pomagać innym w planowaniu podróży. Każdy taki komentarz cieszy, bo wtedy wiem, że moja praca nad blogiem i rozwój fotograficzny ma sens. Tajlandia jest piękna i bardzo polecam ten kierunek. Ja chętnie odwiedziłabym teraz północ Tajlandii – tam na pewno jest mniej turystów, intensywnie zielono i bardzo tajsko. Poza tym Tajlandia to dobry wstęp do eksploracji Azji. Proszę pytać, chętnie odpowiem i pomogę w zorganizowaniu wyjazdu. PS. Proszę mi mówić po imieniu:) Pozdrawiam:)